Spotkanie z bogatym wachlarzem emocji.
CONFASHION: Kim jesteś?
KATARZYNA BURGIEL: Najczęściej słyszę o sobie: „Szczecinianka, hispanistka, tancerka i choreograf, założycielka jedynej w Wielkopolsce Szkoły Flamenco La Tormenta; jej miłość do sztuki flamenco w połączeniu z wykształceniem (znajomość języka) dały nadzwyczaj owocne rezultaty”
Tak, KOCHAM TANIEC (nie tylko flamenco:) a moja Szkoła to ponad 130 wspaniałych kobiet plus jeden mężczyzna :), ale to nasza wspólna energia dała tak owocne rezultaty.
Flamenco jest niebezpiecznie pociągające, działa jak narkotyk, niemal nie da się go odstawić. Jest trudne, bo mieści w sobie kilkadziesiąt stylów, tzw. palos, które różnią się od siebie pod względem nie tylko rytmicznym, ale i emocjonalnym. Są style bardzo radosne, a nawet prześmiewcze, jak np. alegria czy moja ukochana buleria, która uczy dystansu do wszystkiego, a przede wszystkim do siebie samego. Są też palos poważne, smutne, a nawet takie, które wręcz dotykają duszy, jak siguiriya czy solea. Ja sama poczułam, że mogę wprowadzić solea dopiero po 15 latach uczenia w Szkole.
Spotkanie z tak bogatym wachlarzem emocji ma ogromny wpływ na osobę konfrontującą się z danym palo. Flamenco uczy odwagi i skłania do kompletnej szczerości, obnażenia własnych emocji… Nie wszyscy są na to gotowi.
Oczywiście, można posiąść technikę stepów, nadgarstków, obrotów i jak robocik wyuczyć się postawy, ale to nieuchwytne coś, co ja nazywam otwartością, sprawia, że nasz taniec nabiera głębi i wzrusza nas samych oraz widza. I często okazuje się, że osoba tańcząca kilka miesięcy ma więcej duende (ducha flamenco) niż ta, która uczęszcza na zajęcia od kilkunastu lat.
Często jestem pytana o moje ulubione palo. Za każdym razem wymieniam inny styl, bo to po prostu zależy od mojej kondycji psychicznej. 🙂 Jeśli jestem zakochana, to urzeka mnie uwodząca guajira, kiedy przychodzi wiosna mam ochotę na tango, kiedy pojawiają się traumatyczne przeżycie, słucham bardziej poważnych palo.
Z pewnością mam jednak mój ukochany rekwizyt flamenco i jest to mantón, czyli chusta flamenco. Mogłabym tańczyć z nią do upadłego. Na początku bardzo z nią walczyłam, ale podczas układania jednej z choreografii zaczęłam traktować ją jak bliską mi osobę, wprawiałam ją w ruch i z należytym szacunkiem czekałam na odpowiedź. Chusta zaczęła współpracować ze mną i mogę z wielką śmiałością stwierdzić, że często czuję jak jesteśmy jednością. 🙂
Taniec z chustą, harmonia i spokój jaką można osiągnąć w obcowaniu z nią ma dla mnie charakter wręcz miłosny i terapeutyczny!:) Na moich zajęciach NIE MOŻNA rzucać chusty na podłogę – należy ją kochać i szanować bez względu na chwilowe niepowodzenia! :))))
Nie cierpię natomiast kastanietów i nawet nie zadaję sobie trudu, żeby ćwiczyć..:)
Flamenco jest dla ludzi nietuzinkowych i ambitnych, więc każda osoba, która przychodzi do nas na zajęcia i łapie bakcyla jest wyjątkowa !!!!:) Wyjątkowe są również osoby, które pracują u mnie w Szkole i którym ufam bezgranicznie i są moim wielkim wsparciem. Jestem duma z tego, że moją prawą ręką i obecnie jedyną instruktorką oprócz mnie, jest Ewa, która od początku jest związana ze Szkołą i wiem, że w przyszłości mam komu przekazać moją Szkołę.
Zawsze walczyłam, żeby nieopatrznie nie popaść w „maksymalizm” i dlatego w mojej Szkole uczymy się wyłącznie flamenco. Chcę robić to na czym się najlepiej znam i chcę znać wszystkie moje uczennice. Przekazuję moją wiedzę i doświadczenie najlepiej jak umiem bo kocham uczyć i sama bardzo dużo uczę się od moich uczniów. Są moim Światem, inspirują mnie i dają bodziec do działania. Ostatnio zaczęłam bardziej przyglądać się uczennicom i czerpać inspiracje z ruchu każdej osoby. Z uwagą słucham wszystkich pytań. Zdarza mi się zmienić choreografię, bo ktoś spontanicznie wykonał gest, który oceniam jako bardziej spójny i lepszy od mojego i bardziej pasujący do danego stylu flamenco, czy do konkretnej melodii. Sukces mojej Szkoły jest więc sukcesem wspólnym, dziełem pomyślnych zdarzeń, wyjątkowych osób i oczywiście ciężkiej pracy:) Nie cierpię natomiast administrowania, księgowości itp. nudziarstw!
Nie jest dla mnie najistotniejsze to, jak uczennice wypadną na koncercie, istotny jest rozwój każdej z nich i postępy jakie robią w ciągu roku. Najważniejsza jest dla mnie sama lekcja i atmosfera na zajęciach – to przecież cały rok obcowania z grupą i więź, którą ośmielę się nazwać intymną!
Czuję się uprzywilejowana przez to z kim obcuję, co może być mylone ze zbytnią pewnością siebie czy zarozumiałością. Jednak jestem już w pięknym wieku, gdzie opinie innych nie bardzo mnie obchodzą, a grono Przyjaciół mam wąskie, ale oddane 🙂
Nieustannie coś mnie zadziwia, zaskakuje i wzrusza.
Tak jak tlenu potrzebuję obcowania z naturą i dbam o to, żeby codziennie iść chociaż na półgodzinny spacer (a mogę spacerować cały dzień!!!), a od czasu do czasu na dobry koncert czy spektakl. Uwielbiam podróże, dzięki którym ładuję akumulatory i samo planowanie jest dla mnie dziką radością!!! Relaksuję się przy poezji i mojej największej Miłości: KOTACH! Jestem absolutnie zakochana w moich sierściuchach i obecnie jestem na usługach piątki kotów: Emmy, Fifi, Łapki, Migotki i Lolka, które kocham ponad wszystko, miłością bezwarunkową!
Potrafię być kapryśna i bezlitosna jeśli jestem niewyspana i nie wyobrażam sobie poranka bez dobrej kawy z mleczkiem bez laktozy, z odrobiną syropu daktylowego. Uwielbiam jeść i musi być to bardzo dobre, wręcz wyszukane jedzenie. Wolę nie zjeść, niż zjeść byle co. Dotyczy to również innych sfer życiowych! 🙂
C: W jakich okolicznościach było zrobione to zdjęcie?
KB: To zdjęcie zostało wykonane w styczniu tego roku, w Barcelonie, która jest bardzo bliska mojemu sercu. Po skończeniu liceum, za namową Rodziców, zaczęłam studiować prawo, które okazało się dla mnie istnym koszmarem i po trzech miesiącach wraz z moimi Przyjaciółkami ze Szczecina, Moniką i Marta, uciekłam do Barcelony. Przez cały rok pracowałyśmy jako au-pair, uczyłyśmy się języka, chłonęłyśmy życie i po powrocie bez problemów dostałyśmy się na hispanistykę. Każda z nas mieszka w innym kraju i postanowiłyśmy spotkać się po 11 latach w Barcelonie. To zdjęcie zrobiła Marta, jak wracałyśmy z Parku Guell. To był wyjątkowy wyjazd, a Jednorożec Confashion był zachwycony dziełami Gaudiego!!!:)